- Okeej.. - Odpowiada zdziwiony Chilijczyk.
Leżę na tym durnym łóżku kolejne dwie godziny. Jest już po osiemnastej, a kiszki mi marsza grają, ale w życiu nie poproszę Alexisa żeby zrobił mi coś do jedzenia. Nie chcę też niczego zamawiać, bo boję się, że zjem coś, czego nie powinnam, a już i tak co pięć minut latam do łazienki po tych tabletkach.
- Ja idę do apteki, żeby wykupić te lekarstwa, które przepisał lekarz. - Informuje mnie Sanchez.
- Okej. - Odpowiadam spokojnie. - Kup jeszcze coś na gardło. - Dodaję.
- Dobrze. Wracam za pół godziny.
Uśmiechamy się do siebie po czym Alexis idzie na dół, a potem słyszę tylko, jak odpala samochód i odjeżdża. Wyskakuję z łóżka i biegnę do kuchni. Robię sobie kilka kanapek, wlewam sok pomarańczowy do szklanki i zajadam się, jakby to był mój ostatni posiłek w życiu. Zresztą, jak Alexis posiedzi jeszcze u mnie kilka dni, to to jest mój ostatni posiłek w życiu.
Najedzona wracam do swojej sypialni. Chowam się w mięciutkiej pościeli i czekam na Mięśniaka, który przyjeżdża dość szybko. Podaje mi lekarstwa i włącza telewizor. Oglądamy powtórkę meczu z Malagą.
- Wow.. Nawet nie wiedziałem, że ten gol był taki efektowny. - Zauważa. - Mam to po Leo.
- Skromność też masz po Leo ?
- Nie. Ja jestem skromniejszy.
- Uhm. Łudź się. Podziwiam Leo. Pamiętam jak był czternastoletnim chłopcem i zapytano go, co chciałby osiągnąć w przyszłości. Odpowiedział, że to prawdopodobnie niemożliwe, ale że chciałby dostać Złotą Piłkę. No i dostał. Cztery. I niech ktoś mi teraz powie, że marzenia się nie spełniają. Wystarczy chcieć.
- Ja też chciałbym kiedyś dostać Złotą Piłkę. - Mówi, a ja wybucham śmiechem.
- Dorypałeś jak dzik w sosnę.. w lesie liściastym. - Stwierdzam śmiejąc się jeszcze bardziej. - Sikam..
- Ej, to wcale nie było miłe.
- No już, już. Nie mazgaj się.
- Sama przed chwilą powiedziałaś, że marzenia się spełniają. Wystarczy chcieć.
- No tak, ale nie przesadzajmy. Aczkolwiek, jakbyś strzelił tak ze czterdzieści goli w sezonie, nie psuł akcji, zaliczył ze dwadzieścia asyst, a Chile wygrałoby Mundial, w którym chyba nawet udziału nie weźmie, no ale mniejsza z tym, no i jakby była w tym twoja zasługa, to pewnie byś ją dostał.
- Dobra, to ja już sobie odpuszczam tą Złotą Piłkę.
- Tak też myślałam.
***

których sikałam ze śmiechu. Powoli zaczynają boleć mnie oczy, a poza tym Cesc w ogóle się nie odzywa. Nie pisze, nie dzwoni, a ja nie mam pojęcia co może się z nim dziać.
***
Alexis kilka godzin temu pojechał do siebie, bo mi już zaczynało brakować męskich ubrań, a poza tym, to już zaczynał mnie denerwować. Lubię go i w ogóle, ale on jest strasznie nadopiekuńczy, a ja tego nie lubię. Może dlatego że od kilku lat nie miał się kto o mnie, aż tak bardzo martwić.
Po Cescu ślad zaginął. Nadal nie dzwoni, nie pisze. Już sama nie wiem co mm o tym myśleć. Nagle słyszę natarczywe pukanie do drzwi. Niechętnie podnoszę się z kanapy i myślę, kto to może być, idąc w stronę wejścia. Otwieram. Widzę Cesca. Dosłownie rzucam się na niego.
- Cescy, idioto ! Gdzie ty się podziewałeś ? Dlaczego nie odbierałeś telefonów ?! Wiesz, jak się o ciebie
martwiłam, kretynie ?!
- Naprawdę ? Przepraszam Valeria. Nie wiedziałem. Byłem z Evą.
- Co ?
- No byłem z Evą. Ona jest naprawdę świetną dziewczyną. Miła, towarzyska, inteligentna i w ogóle. Musisz ją koniecznie poznać.
- Tak ? To fajnie. Z chęcią ją poznam. - Odpowiadam z udawanym entuzjazmem.
- No, ale może porozmawiajmy o tobie. Alexis mówił, że chorowałaś.
- Tak, trochę. - Wyjaśniam mu wszystko.
- Mam wyrzuty sumienia. - Mówi Hiszpan.
- Dlaczego ?
- No bo jestem twoim przyjacielem i powinienem być przy tobie w takich chwilach, a ja cię olałem. Czuję się fatalnie. No i jeszcze na dodatek zostawiłem cię pod opieką Alexisa. On ledwo co herbatę umie zrobić. Dziwię się, że ty w ogóle jeszcze żyjesz.
- Podkradałam jedzenie z lodówki po cichaczu.
- Serio ?
- No, przecież musiałam sobie jakoś radzić, nie ?
- No tak. A tak w ogóle to mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Za trzy dni zaczyna się zgrupowanie reprezentacji Hiszpanii przed Pucharem Konfederacji w Brazylii. Chciałabyś ze mną jechać ?
- Ja ?!
- Tak, ty !
- A Eva jedzie ?
- Nie, wiesz, chciałbym spędzić ten czas z tobą i chłopakami. No wiesz, tak po przyjacielsku. Poznałabyś całą drużynę, trenera..
- Boże, Cesc ! Oczywiście, że jadę ! Już się nie mogę doczekać ! Boże, poznam del Bosque ! I Casillasa ! I Nando ! Ja piernicze !
- Zgaś swój entuzjazm. Wyjeżdżamy za czternaście, nie, sorry, już trzynaście godzin, więc musisz ruszyć tyłek i się szybko spakować.
- Chyba sobie trochę przygrzałeś.

- Dobra. To.. do zobaczenia.
- Pa ! - Mówi całując mnie w policzek, a potem już słyszę tylko zamykające się drzwi.
No i znowu sama. Biegnę na górę, wyciągam walizki i zaczynam zabawę. Robię to, co kilka tygodni temu z Eleną. Muzyka i do przodu. Po kilku godzinach jestem gotowa do drogi, ale jeszcze nie czas, więc chcę się przespać, jednak wcześniej postanawiam jeszcze coś zjeść. Nie mam pomysłu an nic oryginalnego więc robię sobie tosty z szynką i serem. Potem udaję się na górę i opadam na łóżko. Po chwili zasypiam.
***

- No już wstaję. Nie pali się przecież !
- Nie, ale zaraz może !
- Wiesz, że długo śpię. Która jest godzina ?
- Po szóstej.
- Ja pier.. Chyba ci się coś poprzestawiało.
- Nie, serio, Val wstawaj, bo za godzinę mamy samolot.
- Fuck..
Zeskakuję z łóżka i sięgam po ubrania, które naszykowałam sobie poprzedniego dnia i idę do łazienki, żeby się odświeżyć.
***
Jesteśmy już na lotnisku, po odprawie. Wsiadamy do samolotu. Siadam pomiędzy Cesciem, a Gerardem, który leci z nami wraz ze swoją partnerką. Minęło może pół godziny, a ja już żałuję, że nie zajęłam miejsca obok Shakiry.
Pique i Fabregas, jak to dobrzy przyjaciele, już zaczęli się kłócić o to, kto ma fajniejszą bluzkę. Problem w tym, że obydwoje mają takie same. Rzucam Is pytające spojrzenie. Kolumbijka kładzie wskazujący palec na swoich wargach w celu uciszenia mnie. Po chwili wysyła mi sms-a o takiej treści :
' Oni będą się tak kłócić przez cały lot i nie radziłabym Ci przeszkadzać, bo oberwiesz. Więc usiądź wygodnie, słuchawki w uszy, dobra książka i do przodu.'
A moja odpowiedź jest taka :
' Idę się pociąć mydłem w płynie. Zapomniałam słuchawek z domu ! '
Po chwili dostaję krótką wiadomość.
' Powodzenia Val. '
' Ta.. będzie bardzo ciekawie. ' - stwierdzam.
Wstaję z fotela i idę do łazienki. Mam zamiar przeczekać tu cały lot. Jednak po 15 minutach ktoś puka do drzwi. Czyli jednak inni też chcą korzystać z toalety, więc wychodzę. Przez przypadek wpadam na dość niskiego mężczyznę o bujnej czuprynie. Unoszę wzrok i widzę Marcelo. Piłkarza Realu, Marcelo.
- Ojej, przepraszam ! - Mówię próbując zachować spokój.
- Spokojna twoja rozczochrana ! - Odpowiada uradowany Brazylijczyk. Elena go uwielbia.
- Nie wiem czy wypada, ale mogę prosić o autograf ? - Pytam.
- Jasne ! Masz jakąś kartkę ?
- Niestety nie.
- A to nic się nie stało. Ja mam ! - Oznajmia. Zastanawiam się po co się pytał, skoro ma, ale mniejsza z tym. - To jak, Madridistka ?
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No to jest 23 ^^
Mam nadzieję, że miło wam się będzie czytało moje wypociny ;>
Jestem w miarę zadowolona ; )
Dziękuję za te wszystkie pozytywne komentarze. One naprawdę podnoszą mnie na duchu <3
Kolejny rozdział pojawi się w niedzielę (06.10.2013) warunek -> 5 komentarzy ^^
No to do następnego ! ♥
Pozdrawiam,
Mag. ♥
http://ask.fm/Culesowa <-- tu możecie pytać o bloga, o mnie i ogólnie o wszystko ♥