Ten rozdział dedykuję dla Zuzy, która tak często upomina się o nowe rozdziały na asku. Jesteś kochana :** <3
- To jak, Madridistka ?
- Cule Marcelo, Cule.

- To dlaczego chcesz mój autograf ?
- Bo jesteś świetny !
- Miło to słyszeć. Nareszcie ktoś docenił mój fenomen.
- Dobra, już sobie tak nie słódź.
- U.. zadziorna.
- Żebyś wiedział. Sam lecisz ? - Obrońca potakuje. - Jeśli chcesz pogadać, to siedzę tam. Między
Gerardem, a Cesciem.
- Między Gerardem Pique, a Cesciem Fabregasem ?! - Pyta nie dowierzając.
- Taa.. a ta obok, to Shakira. To moi przyjaciele.
- Jałć ! Masz niezłe towarzystwo. Ja siedzę pomiędzy tym śliniącym się kolesiem, a tą grubą, spoconą babą.
- Oj.. twoje towarzystwo też niczego sobie. No bo wiesz.. nie na co dzień spotykasz taką grubą babę.
- Taa.. no jasne. Dobra, ja lecę, bo zaraz się posikam.
- Eh.. no okej.. leć ! - Mówię, a Brazylijczyk jest już za drzwiami.
Chyba serio musiało mu się chcieć. Wracam na swoje miejsce, siadam wygodnie w fotelu i próbuję zrozumieć o co chodzi w kłótni dwóch Hiszpanów. Po jakiś dwóch godzinach zasypiam.
***
- Kur ! Valeria, wstawaj, bo zaraz ci przywalę ! - Drze mi się do ucha Geri.
- Jesteś pewien ? - Pytam zaspana.
- Nie, ale pliska, wstawaj, bo Cesc powiedział, że jak cię nie obudzę, to nie będzie ze mną w pokoju. No, a jak nie z nim, to z kim ja będę ? Pliis ! - Prosi klękając na kolanach.
- No już ! Nawet w samolocie nie dadzą się człowiekowi wyspać. - Mruczę opuszczając pokład.

Po godzinie jesteśmy w hotelu. Ja i Shakira w jednym, znajdującym się 200 metrów od plaży, a Cesc i Gerard z całą reprezentacją w drugim, niedaleko naszego. Biorę się za
rozpakowywanie. Idzie mi w miarę szybko. Jest po północy, jednak
postanawiam wyjść na krótki spacer. Zakładam i
bluzę,
szorty oraz
buty i wychodzę. Shakiry chwilowo nie ma w pokoju, więc udaje mi się uniknąć zbędnych pytań. Kieruję się w stronę parku. W jednej z alejek jakiś chłopak wpada na mnie. Tracąc równowagę, przewracam się.
- Ała ! Uważaj trochę ! - Mówię.
- Przepraszam. - Odpowiada podając mi dłoń. - Zamyśliłem się. Nic ci nie jest ?
- Nie szkodzi, nie. - Oznajmiam otrzepując ubranie.
- To dobrze. Ja muszę już iść. Do zobaczenia kiedyś tam !
- Może.. - Odchodzę oszołomiona.
Idąc dalej zastanawiam się, po co temu komuś były potrzebne okulary przeciwsłoneczne, skoro jest środek nocy.
- Tak w ogóle Sergio jestem ! - Krzyczy za mną nowo poznany blondyn.
- Valeria ! - Odkrzykuję najgłośniej jak potrafię, żeby Sergio usłyszał.
Potem przechadzam się po zwykłych ulicach, oglądam wystawy i próbuję zapamiętać sklepy, które warto odwiedzić w dzień. Później idę się przejść po plaży. Przypominam sobie ten wieczór z Alexisem i ten pocałunek. Sergio poznałam tak samo jak Sancheza. Wpadłam na niego. A właściwie to on na mnie. Wszystko kojarzy mi się z Alexisem. Widzę go w każdym człowieku. I tak bardzo za nim tęsknię.
- Valeria, ogarnij się ! Nie możesz tak myśleć ! To tylko kolega ! - Szepczę sama do siebie.
Mój krótki spacer okazał się trochę długim spacerem, bo do hotelu wracam dopiero po trzeciej nad ranem. Już zaczyna świtać. Biorę szybki prysznic i układam się do snu. Budzę się osiem godzin później. Znaczy.. Is mnie budzi.
- Matko, nie wiedziałam, że ludzie mogą tak długo spać.
- Oj Shak, jeszcze mało wiesz o życiu.
- Odezwała się jedenaście lat młodsza nastolatka.
- Oj tam, gdzie chłopcy ?
- Już od dawna na plaży. Przyszłam po ciebie. Nie chciałam cię wcześniej budzić, bo wiedziałam, że jesteś bardzo zmęczona podróżą. A tak w ogóle to gdzie byłaś w nocy ? - Pyta podejrzliwie.
- Na spacerze. Chciałam zwiedzić miasto. - Wyjaśniam.
- Zwiedzić miasto ? Sama ? W środku nocy ?
- Dokładnie tak jak mówisz. Przecież nikogo tu nie znam. - Postanawiam nie wspominać nic o tym blondynie z parku.
- Dobra, ja wiem swoje.
- Boże, nienawidzę dorosłych. Jesteś bardziej dociekliwa niż Iker !
- Nie wiedziałam, że znasz Casillasa..
- Mojego brata Ikera. Wszędzie blondynki.
- Szacunek dla starszych kochaniutka.
- Ależ oczywiście. - Mówię przewracając oczami. - Ja chcę na plażę ! Chcę się opalić !
- No to chodź białasie !
- To nie moja wina, że w Andorze nie ma takiego słońca jak tutaj, czy w Barcelonie.
- Nie marudź już. Ubieraj się.
Zakładam
bikini, sięgam po
torbę, do której pakuję telefon, książkę i portfel. Biorę okulary przeciwsłoneczne i opuszczam hotel podążając za Shakirą. Na zewnątrz jest bardzo gorąco, ale z czasem przyzwyczajam się do tej duchoty. Na plaży jest ludziów jak mrówków. W ogóle inaczej niż w nocy. Ale przynajmniej woda cieplejsza. Jedynie to mnie pociesza. Po dość długiej kąpieli udaję się na kocyk. Układam się pomiędzy Cesciem a Gerardem. Ten sam błąd co w samolocie, ale na całej plaży nie ma innego wolnego miejsca. Trudno. Zaczynam się opalać. Pożyczam, a właściwie to podkradam słuchawki Fabregasa, który poszedł do baru z Pique. Po kilku minutach zasypiam na słońcu. Budzę się może z 3 godziny później. Czuję, że wszędzie mam piasek. Nie. To ktoś ciągnie mnie po piasku. Podnoszę głowę i dostrzegam tych dwóch niedorozwojów. Fabregasa i Pique oczywiście.
Ciągną mnie do wody. Boże, jak ja ich nienawidzę.

Oni nie mogą mnie tak po prostu wrzucić do tej wody. To przereklamowane. Oni muszą być oryginalni. Dwójka Hiszpanów wpada na dużo ciekawszy pomysł. Przed samą wodą podnoszą mnie do góry. Geri chwyta mnie za ręce, a Cescy za nogi. Starają się mnie rozhuśtać. No i mniej więcej trzydzieści sekund później wpadam z piskim do oceanu. Miło, nie ? Oczywiście jest taki jakby problem mały. Nie umiem pływać. Utopić się nie utopię, ale lepiej nie ryzykować. Kiedy kilka minut później wychodzę na brzeg, chłopcy z wraz z Is zwijają się ze śmiechu po tym incydencie.
- To wcale nie jest śmieszne ! - oznajmiam zdenerwowana.
- Owszem, jest ! I to bardzo - odpowiada obrońca.
- Tak, naprawdę, bardzo ! Tylko szkoda, że nie pomyśleliście o tym, że nie umiem pływać i mogliście mnie utopić.
- Serio nie umiesz pływać ? - pyta Cesc, na co ja potakuję - jeju, Val, przepraszam ! Nie wiedziałem. Przepraszam. Już nigdy więcej.
Uśmiecham się i przyjmuję przeprosiny. Nieźle go nastraszyłam. Zaczynamy zemstę. Zajmuję miejsce na kocu i ponownie zasypiam. Do żywych wracam przed 20. Ludzi znaczenie ubyło, co mi się podoba. Zdążyłam już wyschnąć i trochę się opalić. Zaczynamy się już zwijać. Po dziesiątej jestem pod prysznicem w hotelu. Mam ogromną ochotę na lody. Postanawiam się wybrać na kolejny samotny spacer w
tym stroju. Wychodzę z budynku i przechadzam się po tych pięknych uliczkach Rio w poszukiwaniu jakiejkolwiek kawiarni. Po niecałej godzinie znajduję odpowiednie miejsce. Wchodzę do środka i siadam przy jednym ze stolików przy oszklonej ścianie. Rozglądam się po knajpce i zauważam Marcelo z żoną i synkiem. Zastanawiam się czy podejść i się przywitać, ale stwierdzam, że może lepiej tego nie robić. Brazylijczyk pewnie nawet mnie nie pamięta, a ja zrobię z siebie idiotkę. Rozmyślania przerywa mi kelnerka podchodząca do mnie. Zamawiam kawę i największe lody jakie tylko mają. Młoda kobieta po krótkim czasie wraca z tacą, na której znajduje się moje marzenie. Jedząc lody przyglądam się kilku chłopcom grającym w piłkę za oknem. Znaczy, Ci chłopcy są tak mniej więcej w moim wieku. Już po tygodniu brakuje mi piłki. Brakuje mi

tych wygłupów na treningach. Najbardziej tęsknię za tymi dniami w Andorze, kiedy po szkole szłam z Eleną i Marciem na miejskie boisko. Wtedy potrafiliśmy grać w piłkę godzinami. Oczywiście tutaj też mogę pograć, chociażby z Cesciem, Alexisem lub Gerardem, ale to nie to samo. Od wyjazdu często rozmawiam z nimi przez telefon. "Tęsknię" to słowo, które powtarzamy najczęściej. Ikera oczywiście też mi brakuje, ale bez niego da się wytrzymać. Wyrodna ze mnie siostra. Ani się obejrzałam, a lodów już nie ma. Załamana zabieram się za kawę. Piję szybko, ponieważ robi się już ciemno, a nie chcę znowu wracać do hotelu nad ranem. Wołam kelnerkę w celu uregulowania rachunku. Płacę, dziękuję i wychodzę. Chłopaki nadal grają. Jeden z nich, brunet z wielkim afro, przypominający Marcelo, około 16 lat podchodzi do mnie.
- Mi się wydaje, czy ty jesteś tą nową zastępczynią Guardioli ?
- Nie wydaje Ci się, to ja - odpowiadam z szerokim uśmiechem na ustach. Ludzie rozpoznają mnie na ulicy. To wspaniałe uczucie.
- Co ty tutaj robisz ? - zadaje kolejne pytanie.
- Jestem w Rio na wakacjach służbowych. Przyleciałam tutaj na Puchar Konfederacji. Muszę zrobić reportaż o tym wydarzeniu sportowym - wyjaśniam - z Cesciem, Gerardem i Shakirą - dodaję.
- Fabregasem i Pique ?
- Owszem. A tak swoją drogą, to mogę z Wami pograć ? - pytam niepewnie.
- Ty ? Dziewczyna ? Chcesz grać w piłkę ? Dobrowolnie ?
- Tak. Kocham piłkę. To właśnie dlatego jestem w sztabie Barcy. Nie dla pieniędzy, dla pasji.
- W tych czasach to rzadkość - stwierdza - ale jasne. Chodźmy pograć. Tak w ogóle to jestem Kristosz.
- Miło mi, Valeria.
- Wiem. Więc, Val, poznaj moich kumpli. To Leonidas, Costas, Tomas, Fabio i Andres. Chłopcy, to jest Valeria.
Leonidas otwiera buzię ze zdziwienia.
- Tak jestem zastępczynią Guardioli. - Odpowiadam spokojnie na niezadane jeszcze pytanie.
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Uff.. jest 24. :))
Przepraszam, że tak długo musieliście na niego czekać, ale po prostu teraz cały czas mam jakieś testy, kartkówki i nawet nie mam kiedy usiąść przy komputerze i po prostu go napisać :(((
Kolejny rozdział pojawi się 17.11.13r. (ewentualnie wcześniej ^^ ) warunek -> 6 komentarzy.
A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego Thiago ! ♥ ♥ ♥ ten roczek tak bardzo szybko minął ♥
No to do następnego ! ♥
Pozdrawiam,
Mag. ♥
PS
http://ask.fm/Culesowa <- Tu możecie pytać o bloga, o mnie i ogólnie o wszystko ♥