- Jesteś blondynką.. - Oznajmia Alba.
- Coś ty powiedział zapchlony Króliku ?!
Teraz jestem już na maksa wściekła. Jordi zaczyna uciekać, a ja za nim. Biegnie do ogrodu i rusza w kierunku basenu. Staje na brzegu.
- Pułapka. - Mruczy sam do siebie.
Odwraca głowę. Na jego twarzy maluje się przerażenie.
Uśmiecham się triumfalnie.
Podbiegam zanim zdąży zebrać się do ucieczki i popycham go. Zaczyna wrzeszczeć jak baba, dopóki nie zanurkuje. Reszta obserwuje tę akcję. Wszyscy wybuchają śmiechem, kiedy dostrzegamy wynurzającego się Albę.
- Taka mała dziewczynka, a potrafi wyrządzić tyle krzywdy.. - Stwierdza przerażony Cristian.
- Jak widać nie taka mała. - Odpowiada mu Pedro.
W tym czasie ja lituję się nad Jordim, podchodzę do niego i podaję mu rękę. Wtedy on pociąga mnie za sobą i oboje lądujemy w wodzie. To było zamierzone.
- Kretyn ! - Wrzeszczę mu prosto w twarz.
- A ja Jordi. - Mówi podając mi dłoń. - Miło mi cię poznać.
- Frajer !
- Też Cię kocham ! - Odpowiada Hiszpan.
Wychodzimy i kierujemy się na górę.
- Y.. dasz mi jakąś koszulkę ? - Pyta Alba.
- Tak. Jasne. Pójdę czegoś poszukać. - Mówię uprzejmie, choć w głowię opracowuję plan, który ma na celu ośmieszenie tego idioty. Po chwili pojawiam się z powrotem i wręczam mu koszulkę Realu Madryt z wielką siódemką.
- O fuuuuuuuuuuuj ! - Jęczy Alba.
- Przyzwyczaj się ! Zemstę czas zacząć. - Odpowiadam z cwaniackim uśmiechem na ustach. Zdezorientowany Hiszpan mierzy mnie wzrokiem wychodząc z pokoju.
" Kolejny triumf " - Myślę.
Jest już kilka minut po drugiej w nocy, a ja ociekam wodą. Przebieram się w suchy T-shirt, który Iker wręczył mi przed wyjazdem. Jest trzy rozmiary za duży, ale nie sprawia mi to kłopotu. Szybko zasypiam. Rano budzę się zmęczona. Po raz kolejny popełniłam ten sam błąd. Schodzę do salonu. Mini zawał serca. Spoglądam na zegarek. Dziewiąta. Sięgam po telefon leżący na stoliku i odczytuję wiadomość.
" Zmiana planów. Dziś mamy trening. O jedenastej. Zawiadom chłopców ! Do zobaczenia, Pep. "
Przeliczam piłkarzy. Brakuje dwóch.
Daniego i Jordiego.
Wychodzę do ogrodu. Alba śpi mokry przy basenie, ale Alvesa nigdzie nie widać. Wracam do domu i próbuję obudzić Cesca, który śpi jak zabity. W końcu się poddaję i sięgam po starą, sprawdzoną metodę. Idę po wodę. Wylewam zimną ciecz wprost na jego twarz.
- Coś ty kobieto najlepszego zrobiła ?! - Krzyczy zdenerwowany.
- Sam się o to prosiłeś. - Odpowiadam.
- Ale nie musiałaś robić tego w tak drastyczny sposób.
- Z Tobą nie można inaczej postępować.
- Uwierz mi, można.
- Dobra, skończ i lepiej powiedz mi gdzie jest Alves.
- A skąd ja mam to wiedzieć ?
- Ta.. czego ja się spodziewałam.. - Odpowiadam z rozczarowaniem w głosie.
- Chodź go poszukać. - Zachęca Fab.
Potakuję, po czym wychodzę za Cesciem do ogrodu. Przeczesujemy każdy milimetr mojej posiadłości, ale po Brazylijczyku ślad zaginął. W końcu budzę resztę gości i błagam ich, żeby nam pomogli. Po kilku minutach ulegają moim namowom.
***
Cesc już nie wytrzymuje. Nagle słyszę wiązankę bluźnierstw po portugalsku.
- Cescy..
- Co ?
- Może inni nie rozumieją tego co mówisz, ale ja doskonale wiem o co chodzi. - Wyjaśniam.
- Ups.. Przepraszam.. - Odpowiada speszony. - Wiesz.. z reguły nie używam takich słów, ale Alves mnie zdenerwował i no.. nie mogłem się powstrzymać.
- Jasne. Spoko. Tylko następnym razem używaj tych słów w języku czeskim, rosyjskim.. jakimkolwiek.
- Ale.. ja znam tylko Hiszpański i Portugalski. Nie, czekaj ! Jeszcze Kataloński. - Krzyczy triumfalnie.
- E.. Kataloński też znam. Przecież urodziłam się w Katalonii, geniuszu.
- A czy jest jakiś język, którego nie znasz ?
- Ależ oczywiście. Jest mnóstwo takich języków. Tylko, że ty też ich nie znasz.
- No fakt.. A angielski znasz ? No bo wiesz, jak grałem w Arsenalu, to się trochę podszkoliłem.
- Znam.
- Kurde, no ! - Wrzeszczy.
- Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli przestaniesz bluźnić. - Oznajmiam.

- Wierz mi, da się ! Spójrz na mnie !
- Ale ty też bluźnisz ! - Zauważa.
- Nieprawda !
- Doprawdy ? Udowodnić Ci ? - Pyta z chytrym uśmieszkiem.
- Nie.
- A dlaczegóż to ?
- Nie denerwuj mnie !
- Czyżbyś przyznała się ? - Docieka Cesc.
- Tak. Wygrałeś ! Zabluźniłam. Ale to było raz !
- Osiem razy !
- Dwa !
- Osiem !
- Nie kłam. Dwa !
- Jesteś pewna ? No wiesz, wokół jest wielu świadków.
- Grozisz mi ?
- Nie.. zresztą.. tak, grożę Ci ! - Odpowiada pewnie.
- A od kiedy ty taki odważny kurde jesteś ?
- Od dzisiaj !
- Słyszałeś to ? - Pytam zmieniając temat.
- Ale co ?
- No ten huk. Jakby coś spadało.
- Nic nie słyszałem.
- No bo Ty to głuchy jesteś ! - Stwierdzam wychodząc. Kieruję się do garażu. Sięgam po pilot i wychodzę na zewnątrz. Podnoszę roletę. Widzę Daniego.
Podchodzę do niego i zrzucam go z hamaka, na którym spał. Brazylijczyk jęczy na podłodze zwijając się z bólu.
- Przepraszam Dani, nic Ci nie jest ? - Pytam przerażona.
- Nie, chyba nie ! Tylko trochę mnie nogi bolą.. - Odpowiada boczny obrońca Barcy, odsłaniając krwawiące kolana.
- Boże.. Serio, nic Ci ni jest ?! Idę po chłopaków. Pomogą Ci się przedostać jakoś do salonu.
Wycofuję się i kieruję się do domu.
- Cesc, Gerard ! Znalazłam Daniego ! Chodźcie mi pomóc. - Proszę.
Chłopcy wybiegają z budynku i bez słowa idą za mną do garażu.
- Co tu się stało ? - Dopytuje się Cesc, przypatrując się Alvesowi.
- No bo Dani tak jakby niefortunnie spadł z hamaka. Znaczy może nie do końca niefortunnie, bo ja chciałam go obudzić i go tak jakby zrzuciłam. - Wyjaśniam.
- Czyli Victor mówił prawdę.. - Stwierdza Cesc. - Znalazł hamak i przywiązał go.
- Żart ?! Was naprawdę nie obchodzi to, że jego kolana krwawią ?! - Pytam histerycznie.
- Co ? Jaka krew ? Przecież to ketchup jest. - Odpowiada Geri.
Dani wybucha śmiechem. Spoglądam na niego i mierzę go wzrokiem.
- Przegiąłeś ! - Wrzeszczę.

- Pułapka. - Mruczy sam do siebie.
Odwraca głowę. Na jego twarzy maluje się przerażenie. Uśmiecham się triumfalnie. Podbiegam do niego zanim zdąży zebrać się do ucieczki i popycham go, jednak Brazylijczyk nie jest tak głupi, jak Alba.
Łapię się za moją koszulkę w celu utrzymania równowagi, ale ja sama ją straciłam, więc obydwoje lądujemy w zimnej wodzie. Jeden dzień, a ja już dwa razy wylądowałam w basenie. Chyba już nic gorszego nie może mi się przytrafić, aczkolwiek z moim szczęściem, wszystko jest możliwe.
- Teraz Ci odpuszczę, bo jestem zmęczona, ale wiedz, że się zemszczę. Nie wiem kiedy, nie wiem w jaki sposób, ale się zemszczę. - Oznajmiam mu.
- Nie. Ty mi nic nie zrobisz. Spękasz ! - Odpowiada pewnie.
- Nie bądź taki hej do przodu, bo Cię sznurówki wyprzedzą. - Ostrzegam go.
Brazylijczyk po raz kolejny prycha udając odważnego.
- Mówię Ci, spękasz !
- Nie spękam !
- Spękasz.
- Nie spękam !
~*~ 14 minut później ~*~
- Spękasz !
- Nie spękam !
- Spękasz !
- Nie spękam !
- Spękasz.
- Nie spękam ! - Wrzeszczę mu prosto w twarz chlapiąc go wodą. Trzeba podkreślić, że nadal siedzimy w basenie.
- O nie ! Przegięłaś ! - Odpowiada robiąc to, co ja przed chwilą. Ta bitwa trwa kolejne kilkanaście minut.
- Ekhem ! - Przerywa nam Cesc. - Siedzicie w tym basenie już pół godziny i wyzywacie się od najgorszych. To zaczyna być nudne. A poza tym za niecałą godzinę mamy trening. - Oznajmia spokojnie.
- Teraz mi to mówisz ?!
- A kiedy miałem to zrobić ? Nie dawałaś mi dojść do głosu ! Chodź, Alexis na Ciebie czeka. - Wyjaśnia.
- Na mnie ? - Pytam z niedowierzaniem.
- Tak, na Ciebie. Tylko on jedyny w tym domu ma głowę na karku. Przygotował dla Ciebie niespodziankę. Wyskakuj ! Mam Cię do niego zaprowadzić.
- Y.. okej.. raz się żyje..
Wychodzę z basenu. Fabregas sięga po bandanę, którą miałam przewiązane włosy i zawiązuje mi ją na oczy. Nie pytam o co chodzi, bo wiem, że nie usłyszę żadnej odpowiedzi z wyjątkiem pospolitego : "
Siedź cicho i nie marudź ". Po kilku krokach się przewracam.
- Ten, no, próg ! Uważaj. - Informuje mnie Cesc kiedy się podnoszę.
- Coś masz opóźniony samozapłon ! - Odpowiadam sarkastycznie.
- Siedź cicho i nie marudź !
- Wiedziałam. Czułam, że to powiedz. Jestem medium. - Mówię zadowolona.
- Ta.. nazywaj to jak chcesz, blondi.
- Ey, ja nie jestem żadna blondi !
- Jak nie, jak tak ! - Odpowiada Fab, pociągając mnie za kosmyk moich mokrych włosów.
- Przestań, bo nie ręczę za siebie.
W końcu dochodzimy na miejsce. Cesc zdejmuje bandanę. Moim oczom ukazuje się Sanchez wyglądający jak fryzjer, wizażysta i stylista. Po prostu trzy w jednym. Jest uśmiechnięty, ale im dłużej mi się przypatruje, tym jego mina rzednie.
- Mamma mia ! Wyglądasz jak zmokły pies.
- Nie pozwalaj sobie !
- Alexis, musisz uważać, bo Valeria dzisiaj gryzie. - Ostrzega go Hiszpan.
- Nie gryzę, tylko mam zły dzień. - Odpowiadam opanowanym głosem. Jeszcze opanowanym.
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No to jest 19 ; )
Taki długi chyba wyszedł jakoś. ^^
Mam nadzieję, że miło będzie Wam się czytało moje wypociny. ;>
Kolejny pojawi się w niedzielę ( 07.06.2013r. ). Warunek -> 5 komentarzy. >.<
No to do następnego. Pozdrawiam,
Mag. ♥
http://ask.fm/Culesowa <-- Tu możecie pytać o bloga, o mnie i ogólnie o wszystko. ♥