niedziela, 28 kwietnia 2013

party with footballers without Sanchez


Mam już dosyć tego wszystkiego. Zaczynam poważnie myśleć o skończeniu tej całej szopki, czyli mojego życia. Dwa dni. Dwa głupie dni. I te 48 godzin zniszczyło moje życie.
Z perspektywy kogoś z zewnątrz, to wszystko może wydawać się ubarwione, ale wcale tak nie jest. Tak naprawdę, to w środku czuję pustkę. Nic więcej.
Byłam szczęśliwa w Andorze.
" Spełnisz marzenia.! " - Te słowa cały czas słyszałam z ust Eleny i Marca. Tylko szkoda, że nie dodali, iż zniszczę swoje życie, a przynajmniej po części.
- Valeria, nie płacz.! On nie jest tego wart. - Pociesza mnie, ocierając palcem łzę, która spływa po moim drobnym policzku. - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze.! Nigdy Cię nie zostawię.!  - Zapewnia.
Opieram się o ścianę, Cesc mnie przytula i zaczynamy się kołysać w rytm piosenki Alexa Ubago pt. "Sin miedo a nada".
Próbowałam powstrzymać resztę łez, co przyznam, nie było łatwe. Bardzo trudne. W końcu się ogarnęłam.
- Cesc, dziękuję Ci za tą rozmowę. - Mówię.
- Nie ma za co, Maleństwo. Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. - Uśmiecham się.
Podchodzę do lusterka, żeby poprawić makijaż i doznaję szoku. Domyślałam się, że nie wyglądam najlepiej, ale nie przypuszczałam, że jest, aż tak źle.
Zrobiłam to, co miałam zrobić, zeszłam na dół, usiadłam na kanapie i wtuliłam się w mojego przyjaciela.
Zaczęliśmy oglądać kolejny mecz. Tym razem grało Atletico Madrid z Sevillą.
W pewnej chwili, bramkarz tych drugich i zawodnik drużyny ze stolicy Hiszpanii, wzbili się w pojedynek powietrzny podczas, którego goalkeeper chciał wybić piłkę pięścią, ale nie trafił w piłkę, tylko w twarz zawodnika z Madrytu - Diego Costę.
Zaczynamy się śmiać.
- To musiało boleć. - Zauważa Cesc.
Potakuję mu.
- Współczuję mu. Nigdy nie przepadałam za Costą, ale w tej sytuacji...
W końcu słyszę pukanie.
W drzwiach stoją Pique z Is, Puyol, Pedro, Leo z An, Dani i Patricia z Davidem.
Każdy trzyma w ręce jakiś trunek.
- A miało być bez alkoholu... - Mruczę do siebie.
- Hola Chica.! - Krzyczy dwójka środkowych obrońców Barcy.
- Cześć wszystkim. - Odpowiadam. - Wejdźcie.
- Mmm.. ładnie tuu.. - Uśmiecha się Pedro, podziwiając salon.
- No to co.?! - Zaczyna Cesc. - Imprezę czas zacząć.!
Puyi zaczyna dobierać się do szampana, a biegnę po kieliszki. Ustawiam je w równym rządku na barze.
W końcu korek wystrzela.
W górę.
Sufit.
Dziura.
Cholera jasna.
- Dorwę Cię.! - Grożę Carlesowi.
- Upss..
Każdy zajmuje się korkiem, ale nikt nie zauważa, że z butelki wylewa się gazowany, Bogu dzięki, niskoprocentowy napój.
- Carles. - Mówię pukając go w ramię.
- Tak.?
Kiwam głową na butelkę.
- O kurde.! Przepraszam. To przez przypadek. - Tłumaczy.
- Nie przepraszaj. Umyjesz i nic się nie stanie.
Wszyscy wybuchają śmiechem po zobaczeniu miny Hiszpana.
- Żartujesz, prawda.?
- A czy ja kiedykolwiek żartowałam.?!
- No nie.
- No to masz odpowiedź.!
Robi smutną minkę i zaczyna zapełniać szklane kieliszki.
- Może poczekamy na Jordiego.? - Proponuję.
- Alba jest chory. - Wyjaśnia Pedro. - Nie może wychodzić z łóżka, więc raczej nie przyjdzie.
- Na treningu też go nie będzie. - Dodaje Geri.
- No chyba, że znowu wpadnie na jakiś idiotyczny pomysł. - Dorzuca Dani.
- A Alexis będzie.? - Pyta An, zmieniając temat.
- Z tym pytaniem zwróć się do wspaniałego pana Fabregasa.! - Mówię sarkastycznie.
Cesc przewraca oczami i oznajmia, żebyśmy nie zawracali sobie nim głowy i zaczęli się bawić. Nie mam nic przeciwko. Wszyscy podchodzą i gratulują mi sukcesu. Nareszcie czuję się doceniona. Atmosfera jest świetna. Wszyscy żartują i opowiadają przeróżne dowcipy.
Oczywiście nie może obyć się bez komentowania Krysi, Afro i Łysego.
Około północy Shakira zaczyna śpiewać "Addicted to you". Byłoby całkiem fajnie, gdyby nie to, że później przyłączają się do niej Geri z Cesciem.
No i wychodzi z tego jeden, wielki fałsz.
Ja, Puyi, Pedro i Dani turlamy się na podłodze ze śmiechu, za to Leo i An siedzą na kanapie z miną 'wtf'. No cóż, nie dziwię im się.
Wszyscy odlatują do krainy snów około 4 nad ranem.
Słońce pokazuje się na horyzoncie, a my idziemy spać.





***





Jak każdego poranka budzą mnie promienie słońca.
Z trudem się podnoszę i biorę telefon do ręki. 10:39. O nie.! Nie zdążymy na trening.
Zbiegam na dół i przeżywam szok. Is, An i Patricia śpią na kanapie. Geri, Cesc, Dani i Carles pod stołem. Przytuleni. Czy ja o czymś nie wiem.?!
Idę do łazienki i znajduję Pedro i Davida. Leżakują z głowami na sedesie. Podejrzewam, że w nocy zmogło ich na wymioty. W końcu oni wypili najwięcej.
Szybko wracam do salonu.
- Wstawać.! - Krzyczę najgłośniej, jak potrafię. Dziewczyny podnoszą głowy, a te marne piłkarzyny mnie ignorują. - Albo wstajecie, albo zastosuję drastyczne środki. - Grożę.
- Ee.. tam. Nie marudź. I tak nic nam nie zrobisz. - Mamrocze Alves.
- Nie bądź taki szybki, bo Cię sznurówki wyprzedzą. - Stwierdza Shakira.
- Is, daj spokój. Co taka mała dziewczynka może mi zrobić.?
- Biedny Dani. Szkoda, że nie pamiętasz, że ta dziewczynka, na wczorajszym treningu, zabrała Ci piłkę w przeciągu pięciu sekund. - Mówi blondynka.
Brazylijczyk próbuje to zlekceważyć i prycha pewny siebie.
- To co.? Wstajecie bo dobroci.? - Pytam zniecierpliwiona.
- Dani, ona nie żartuje. - Ostrzega Isabell.
- Is, powtarzam Ci to ostatni raz. Ona nic mi nie zrobi.
Podczas reszty kłótni dwójki Barcy i piosenkarki, idę do kuchni, biorę kubek, napełniam go wodą, wracam do salonu, podchodzę do chłopaków i wylewam im lodowatą ciecz na głowy. Dziewczyny próbują powstrzymać śmiech, ale im to nie wychodzi.
- Co ty najlepszego zrobiłaś, kobieto.?! - Wrzeszczy Pique.
- Pogięło Cię.?! - Dorzuca wściekły Cesc.
Domyślam się, że ta woda była zimniejsza niż się spodziewali, a że się nie spodziewali tej małej kąpieli - mieli wyśmienitą niespodziankę.
- Należało Wam się. Za 10 minut mamy trening, a Wy śpicie sobie w najlepsze.
- Że co.?! - Pytają wszyscy na raz.
Wszyscy zrywają się na równe nogi i zaczynają krzątać po domu. Co jakiś czas można usłyszeć, przeróżne przekleństwa, a z niektórymi nie spotkałam się w moim życiu. Nie dziwię im się. Każdy jest w rozsypce.
W końcu biegnę na górę, ubieram się w to, robię mój ulubiony koński ogon, pakuję do torby strój na trening i wracam na dół.
- Kto gotowy wychodzi na zewnątrz. - Oznajmiam. - Dziewczyny, jak będziecie wychodzić to zamknijcie drzwi, a klucz wrzućcie pod wycieraczkę, no chyba, że chcecie zostać i poczekać na nas, to wtedy dom jest do waszej dyspozycji. - Dodaję.
- Jeszcze pomyślimy co zrobić. - Odpowiada Patricia.
- Okee.. to, pa.! - Mówię po czym ściskam każdą po kolei. Nagle sobie coś przypominam.
- O matko.! Gdzie Pedro i Villa.? !
- Boże, zapomniałam o nich. - Odpowiada przerażona Patricia.
- Żeby o własnym mężu zapomnieć.?! - Karci ją An.
- A gdzie Leo.? - Pyta Isabell.?
Roccuzzo puszcza buraka.


-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

No to mamy 12.
Mam nadzieję, że miło będzie Wam się czytać moje wypociny.  ♥
Jestem w miarę zadowolona. Następny pojawi się prawdopodobnie w następny weekend.
Do następnego. Pozdrawiam,
Mag. ♥

PS Tutaj możecie pytać się o bloga i w ogóle  --> http://ask.fm/Culesowa

niedziela, 21 kwietnia 2013

cleaner in men's edition

- Mam dla Ciebie prezent. - Mówi wręczajac mi ogromne pudełko.
- Co to.?
- Otwórz to zobaczysz.
Robię to, o co mnie prosi i widzę strój. A właściwie to stroje. Takie, jakie mają chłopcy.
Żółto-czarne, treningowe i bordowo-granatowe na mecze. Tylko na jakie mecze.?! Pewnie te na treningach. Albo po prostu do ćwiczeń indywidualnych. Lub po prostu dla mnie. Mniejsza o to. Wyjmuję koszulkę tego drugiego zestawu i widżę napis : Valeria, a pod spodem numer : 20.
"Dlaczego ten.?" - Myślę.
No tak. Przecież tego numeru, jak na razie, nie ma nikt w FCB.
- Dziękuję Pep. Prezent jest wspaniały. - Mówię po czym go ściskam.
- Cieszę się, że jesteś zadowolona. Nie będę Cię już dłużej zatrzymywać, a poza tym jestem pewien, że Cesc czuwa pod drzwiami z nadstawionym uchem i próbuje wychwycić chociaż jedno zdanie z naszej rozmowy.
- Nie wątpie. - Odpowiadam przez śmiech. - To w takim razie do jutra.! - Dodaję wstając.
- A i jeszcze jedno. Jutro trening zaczyna się o 11.
- Dobrze. Miłego dnia.!
Wychodzę.
- I co.?! I co.?! No gadaj.! - Nakazuje Cesc.
- Przecież i tak wszystko słyszałeś.
- Jaa.? Nieprawda.! - Zaczyna się wykręcać.
- Cesc.. Nikt w tym pomieszczeniu nie jest idiotą. Nie licząc Ciebie, oczywiście.
- Raaanisz.! - Jęczy. - Musisz mi to wynagrodzić.
- Chyba Cię coś boli.
- Oj.. no weź.!
- Nie.! - Mówię stanowczo.
- No proszę.! - Przekonuje mnie słodkim głosikiem, po czym Cesc klęka przede mną i robi minę smutnego psiaka. Daję za wygraną.
- Okej. Mów o co chodzi. - Proszę.
- No bo z tego co słyszałem...
- A więc podsłuchiwałeś.! - Krzyczę triumfalnie.
- ... Jesteś w sztabie szkoleniowym i naszym nowym trenerem.
- Nie jestem Waszym trenerem. - Przerywam mu po raz kolejny tego dnia.
- Ale chciałabyś być. No i z okazji tego, że odniosłaś kolejny sukces moglibyśmy urządzić małą domówkę. Zaprosilibyśmy znajomych.. Co ty na to.?
- No okee.. Ale odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Wal śmiało.!
- Kto głosował przeciwko mnie.?
- Chodzi Ci o te wybory do szabu.?
Potakuję.
- Wszyscy byli za tym, żebyś spróbowała swoich szans.
Robię wytrzeszcz a'la Ozil.
- Nawet Alexis.?!
- W szczególności on.!
- Wow.. W życiu bym tak nie pomyślała. Może jednak nie jest taki zły..
- Daj sobie z nim spokój.! Jakbym go spotkał, to bym gnojka na strzępy rozerwał.
- Cesc.! Pamiętasz co mi obiecałeś.? Barca ponad wszystko.!
- Tak, tak. Barca ponad wszystko.!
- Dziękuję. Chodź już do auta.
- Okeej.. to.. kogo chcesz zaprosić.?
- Hm.. noo.. Is, An, Leo, Gerarda, Patricię, Davida, Daniego, Puyiego, Pedro i mojego ukochanego chłoptasia - Jordiego.
- Myślałem, że to ja jestem Twoim ukochanym chłoptasiem.. - Odpowiada smutnym głosem.
Przeczę.
- Jordi jest moim kochanym chłoptasiem, a ty jesteś moim najukochańszym chłoptasiem. - Wyjaśniam.
- Już się tak nie podlizuj.! - Mówi przez śmiech.
- Kurde.! A myślałam, że mi się udało.!
- No widzisz.! Mnie nie da się oszukać.
- Mhm.. nazywaj to jak chcesz. Raz Ci się udało i hojraka rżniesz.! Zwykły fart. - Stwierdzam.
Cesc prycha.
- Cescy.. jest sprawa. Po domy walają się moje ciuchy, w lodówce jest pusto, a my planujemy jakąś imprezę.
- Oj, damy radę.! Wszystko wrzucimy do garderoby, a jak będziemy wracać, to wjedziemy do jakiegoś marketu.
- No niech Ci będzie..
Po kilku minutach parkowaliśmy przed sklepem.
Nagle zza drzewa wyskoczył jakiś koleś i zaczął nam robić zdjęcia.
- Już sobie wyobrażam te pierwsze strony gazet: "Nowa sympatia gwiazdora Barcelony, Cesca Fabregasa." - Szepcze mi na ucho. - Zobaczysz, będziesz sławna.! - Zapewnia.
- Już gdzieś to dzisiaj słyszałam.. Ale jak każdy Twój dzień tak wygląda, to ja dziękuję.
- Oj, Maleństwo, wydaje mi się, że nie masz wyboru.. - Stwierdza, po czym zaczynamy zakupy.
To jest istny armagedon. Gorzej niż z Eleną, czy Ikerem.
Ta dwójka przynajmniej się pyta czy może coś włożyć i zawsze słyszy krótkie, 3-literowe słowo: "nie", a potem i tak zapełniają koszyk.
Cesc jednak, wrzuca wszystko po kolei. Teraz jestem już pewna, że ten ofensywny pomocnik jest zakupoholikiem.
Godzinę później jesteśmy już w domu. Biorę się za zrobienie jakiś przekąsek.
Decyduję się na różnego rodzaju sałatki i moje popisowe muffinki. Zaczynam przygotowywać składniki, ale z piętra co chwilę dobiegają jakieś dziwne odgłosy. Po wstawieniu babeczek do piekarnika kieruję się na górę.
" Popełniłam błąd zostawiając Fabregasa sam na sam z moim pokojem... a co najgorsze.. z garderobą. " - Myślę.
Otwieram drzwi i wchodzę do mojego królestwa.
- O Jezusie Nazareński, co tu się do jasnej cholery dzieje.?! - Wrzeszczę.
- Nie używaj słów "Jezusie Nazareński" i "cholera" w jednym zdaniu, bo to trochę dziwnie brzmi. - Zauważa Cesc przez śmiech.
- Odezwał się.. - Odpowiadam ironicznie. - Ale nadal nie wiem co tu się dzieje.!
- To nie tak jak myślisz.. - Zaczyna się wykręcać.
- Ależ tak, oczywiście, co złego to nie Ty.!
- No, ale przecież tutaj nie dzieje się nic takiego.
- Tak, jasne. Pomijając fakt, że wszędzie porozrzucane są moje ubrania, a Ty na szyi masz moją apaszkę, a w ręce moje majtki, to naprawdę nic się nie dzieje.!
- No, wiesz, to może trochę głupio wyglądać, ale ja chciałem tylko trochę tutaj posprzątać.
- Dobra, to sprzątaj dalej. Życzę Ci powodzenia. - Mówię wycofując się na korytarz.
Przymykam drzwi, jednak po chwili słyszę cichy szept Hiszpana.
- Przyda się.
Zbiegam na dół i wyjmuję babeczki z piekarnika.
Kieruję się do salonu i włączam TV.
Akurat jest emitowany stary mecz Barcy z Realem, kiedy to był wynik 2:2.
Przypadek, że recenzję z tego meczu wysłałam do Pepa.?
Uśmiecham się sama do siebie i biorę się za sprzątanie. Zanim Cesc upora się z moimi ciuchami, ja zdąże ogarnąć resztę domu i siebie.





***





- Jak wyglądam.? - Pytam robiąc obrót o 360 stopni.
- Ślicznie. - Odpowiada. - Alexis oniemieje z zachwytu.
- Zaprosiłeś go tu.?! - Zadaję kolejne pytanie, ale tym razem jestem oburzona.
- Tak jakby..
- Cesc, zabiję Cię.! Dlaczego to zrobiłeś.?! Przecież sam powiedziałeś, że jakbyś go dorwał, to byś go na strzępy rozerwał. Chyba nie chcesz.. - Zaczynam, ale nie może mi to przejść przez gardło. - Nie chcesz go sprać, prawda.?
- Nie. Chociaż świerzbi mnie niemiłosiernie, ale obiecałem Ci coś i mam zamiar dotrzymać słowa.
- To miło, ale i tak Ci nie odpuszczę.
- Przepraszam, no ale myślałem, że może sie pogodzicie.
- Naprawdę jeszcze w to wierzysz.?
- Nigdy nie można tracić nadziei.
- Nie mam nadziei, bo to matka głupich. Mam wiarę, bo ona czyni cuda, ale chyba nawet ona, tutaj nic nie zdziała. Nigdy mu nie wybaczę.

- Ale co ty chcesz mu wybaczać.?
- To, że przez niego straciłam wiarę w siebie. Ja zawsze byłam pewna siebie, odważna. Zawsze.! Ale przez to jego idiotyczne zastraszanie straciłam to wszystko. Teraz najzwyczajniej w świecie się boję. Boję się jego. Boję się tego, że się ode mnie odwrócisz. Boję się, że mnie zostawisz, że zostanę sama, wiec jak ja mam to wszystko mu wybaczyć.?! Powiedz mi jak.?! - Pytam histerycznie, po czym się rozpłakuję.


-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

Od razu wielkie PRZEPRASZAM, że nie dodawałam rozdziału, ale przekroczyłam limit internetu. -.-
Mam nadzieję, że miło będzie Wam się czytało moje wypociny. ♥
Dziękuję za ponad 2000 wyświetleń. Jesteście wspaniali. Uwielbiam Was. ♥
Kolejny rozdział pojawi sie prawdopodobnie w weekend. Cały tydzień będę na wycieczce, więc może się to trochę opóźnić. ;3
No to do następnego. ♥
Pozdrawiam,
Mag. ♥

sobota, 6 kwietnia 2013

match


Ten rozdział dedykuję mojej kumpeli Wiktorii ♥ 
Dlatego, że 10-ty  ♥ 








- Szantażujesz szantażystę.? - Pyta z niedowierzaniem. - Jestem z Ciebie dumny. - Dodaje po chwili.
- Dziękuję. - Odpowiadam z bananem na twarzy.
Zabrałam się do pracy.
- Poczekaj.. Pomogę Ci. - Proponuje.
- Cesc.. Daj spokój. Doceniam Twoje dobre chęci, ale chcę, żeby moja kuchnia przetrwała. Carles opowiadał mi wczoraj o Twoim ostatnim wybryku. - Informuję go.
- To było tylko raz.! A poza tym on był przecież wczoraj pijany. - Próbuje się tłumaczyć.
- Pamiętaj, że ludzie po pijaku mówią prawdę.
- Dobra, skończmy temat. Czuję się urażony.
- Ojj.. przepraszam. - Mówię całując go w policzek. - Mmm.. Chyba muszę się częściej obrażać. - Sugeruje.
Zaczynamy się śmiać.
- Na Twoim miejscu nie liczyłabym na nic więcej.
- Pff.. Ale wiesz co.?
- Co.?
- Daj sobie spokój z tym śniadaniem. Zjemy na Camp Nou. - Cesc przedstawia mi kolejną propozycję.
- To tam jest restauracja.?
- Owszem. Wyłącznie dla piłkarzy...
- To nie dla mnie. - Przerywam.
- ... i dla sztabu szkoleniowego. - Dodaje.
- Nadal nie dla mnie.! - Mówię stanowczo.
- Oj, daj spokój.! Jesteś i tym, i tym.
Przewracam oczami. Zakładam czapkę i ruszam za Cesciem.
Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Fab prowadzi mnie do knajpki.
Wchodzę z Cesciem do stołówki i widzę wszystkich piłkarzy. Nagle przed moimi oczami przelatuje jajko, które ląduje na czole Villi, a sprawcą tego wszystkiego jest Pique, który wystrzelił je ze swojej broni czyli z widelca.
Wszyscy wybuchają śmiechem.
- Jak dzieci. - Podsumowuje Puyi.
- Ey, a kto przed chwilą strzelał winogronami z procy.? - Pyta zirytowany Geri.
- O zamknij się.! Sam lepsze nie jesteś.! - Odgryza się Carles.
- Cześć wszystkim.! - Krzyczę przerywając kłótnię środkowych obrońców Barcy.
- Hola Chica.!
- A tak nawiasem mówiąc. - Zaczyna David zwracając się do Gerarda. - Dorwę Cię.! - Dorzuca ostro.
- Pff.. aż strach się bać. - Odpowiada odważnie Pique, choć widzę, iż w jego oczach maluje się przerażenie.
- To.. co jemy.?
- Nie wiem jak Tobie, ale mi wystarczy zwykły sok.
Oczywiście podczas posiłku nie może obyć się bez wygłupów chłopców.
Przy wejściu do szatni robię maślane oczka w stronę Cesca.
- Tak. Pożyczę Ci mój strój. - Odpowiada jakby czytał mi w myślach.
- Dziękuję.! - Przytulam go całując już dziś po raz drugi w policzek.
Wszystko dzieje się na oczach Sancheza.
Teraz jestem pewna, że się odczepi.
Nie.! On się nigdy nie odczepi, a ja dobrze o tym wiem tylko, że nie chcę dopuścić do siebie tej myśli.
Wybiegam na boisko. Jestem pierwsza, więc zaczynam efektownie bawić się piłką. Tak jak robiłam to kiedy byłam w Andorze.
Potem pojawia się reszta. Tradycyjnie najpierw ćwiczymy, a potem gramy mecz.
Jestem w drużynie Alexisa.
" Łaa.. Mięśniak mnie wybrał.. jupilaa " - Myślę.
Ten dzień jest komiczny. Nie ma co prawda ofiar w ludziach, ale na własne oczy widzę, jak piłkarze wlewają w siebie litr za litrem wody - kac nie jest tego dnia nikomu obcy, a paru graczy zdecydowanie jeszcze nie wytrzeźwiało.
Część piłkarzy chodzi wężykiem, więc ciężko jest ich czegokolwiek nauczyć.
Zresztą.. o czym tu mówić. Pique nie umie piłki przyjąć, bo jak twierdzi, widziai 3 i zawsze celuje w tą złą, już nie mówiąc o odbiciu jej.
Mecz jest, więc niezwykle ciekawy.
Można się nieźle uśmiać. Pep tak robi. Od rana się z nas śmieje.
Zwłaszcza z Valdesa.
Zawsze rzuca się w drugą stronę, albo w ogóle sobie odpuszcza i pozwala piłce wlecieć do siatki, a że jest w przeciwnej drużynie to mecz kończy się z wynikiem 11:0.
No i jeszcze mam w swoich szeregach Leo, więc..
Po skończonej pracy chłopcy proponują mi wypad na kawę, ale odmawiam, gdyż jestem w Barcelonie od dwóch dni, a moje rzeczy nadal leżą w walizkach.
Cesc odwozi mnie do domu i wraca do siebie.
Biegnę na górę.
Wciągam walizki do garderoby i zaczynam wszystko porządkować.
Po godzinie włączam radio.
W moich uszach rozbrzmiewa taneczny przebój Huecco "Dame Vida".
Nie mogę powstrzymać się od śpiewu.
Robię się smutna, kiedy przebój się kończy.
- Ładnie śpiewasz. - Słyszę męski głos.
Odwracam się i widzę Fabregasa.
- Od dawna tu stoisz.? - Pytam.
- Wystarczająco długo. - Odpowiada.
Uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
- Czego się tak szczerzysz.? - Zadaję kolejne pytanie.
- Pep do mnie dzwonił.
- I co z tego.?
- Powiedział, że masz natychmiast przyjechać. - Oznajmia.
- Po co.?
- Nie mam pojęcia.
- Zawieziesz mnie.?
- Tak. Po części po to tu właśnie przyjechałem.
- No to chodź.





***





Biorę głęboki oddech i pukam.
Jak zwykle słyszę ciche "proszę".
- Dzień dobry po raz kolejny Pep.! - Witam się.
- Hey Valerio.!
- Coś się stało.? - Pytam.
- I tak, i nie. Wraz z Tito i chłopakami podjęliśmy decyzję, iż chcemy abyś dołączyła do sztabu szkoleniowego Barcy. - Wyjaśnia.
Zamieram.
- To jakiś żart.?!
- To nie żart.! - Śmieje się. - Przyjmujesz tą propozycję.?
- Jeszcze się pytasz.? - Jestem zachwycona. - Jasne, że przyjmuję.!
-Jestem bardzo zadowolony z Twojej decyzji. - Mówi szczerze.
- Ja również. A na czym będzie polegała moja nowa praca.?
- Będziesz odpowiedzialna za dostęp do medii. - Unoszę jedną brew w geście niezrozumienia. - Chodzi o to, że Twoim zadaniem będzie załatwianie wywiadów chłopcom. Będziesz odpowiadać na propozycje, np. sesji zdjęciowych, uczestniczyć w konferencjach prasowych itp. Będziesz sławna. A no i oczywiście nadal będziesz szkolić nasze ciamajdy. I..
- Tak.? - Jestem wniebowzięta.
- Mam dla Ciebie prezent. - Mówi wręczając mi ogromne pudełko.



-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

Uff.. Mamy 10. ♥
Chciałabym pisać trochę mniej rozlegle.. Ale chyba nici z tego..  Nie umiem przeskoczyć jednego dnia w rozdziale.. Ale to już mój problem. 
Następny rozdział pojawi się w weekend, albo wcześniej. Jeszcze nie wiem, więc zaglądajcie. ♥
Mam nadzieję, że miło będzie Wam się czytać moje wypociny.   ♥
Jak zwykle zapraszam Was do polubienia mojego Fan Page'a na Facebooku :
I zadawania pytań tutaj :