niedziela, 21 kwietnia 2013

cleaner in men's edition

- Mam dla Ciebie prezent. - Mówi wręczajac mi ogromne pudełko.
- Co to.?
- Otwórz to zobaczysz.
Robię to, o co mnie prosi i widzę strój. A właściwie to stroje. Takie, jakie mają chłopcy.
Żółto-czarne, treningowe i bordowo-granatowe na mecze. Tylko na jakie mecze.?! Pewnie te na treningach. Albo po prostu do ćwiczeń indywidualnych. Lub po prostu dla mnie. Mniejsza o to. Wyjmuję koszulkę tego drugiego zestawu i widżę napis : Valeria, a pod spodem numer : 20.
"Dlaczego ten.?" - Myślę.
No tak. Przecież tego numeru, jak na razie, nie ma nikt w FCB.
- Dziękuję Pep. Prezent jest wspaniały. - Mówię po czym go ściskam.
- Cieszę się, że jesteś zadowolona. Nie będę Cię już dłużej zatrzymywać, a poza tym jestem pewien, że Cesc czuwa pod drzwiami z nadstawionym uchem i próbuje wychwycić chociaż jedno zdanie z naszej rozmowy.
- Nie wątpie. - Odpowiadam przez śmiech. - To w takim razie do jutra.! - Dodaję wstając.
- A i jeszcze jedno. Jutro trening zaczyna się o 11.
- Dobrze. Miłego dnia.!
Wychodzę.
- I co.?! I co.?! No gadaj.! - Nakazuje Cesc.
- Przecież i tak wszystko słyszałeś.
- Jaa.? Nieprawda.! - Zaczyna się wykręcać.
- Cesc.. Nikt w tym pomieszczeniu nie jest idiotą. Nie licząc Ciebie, oczywiście.
- Raaanisz.! - Jęczy. - Musisz mi to wynagrodzić.
- Chyba Cię coś boli.
- Oj.. no weź.!
- Nie.! - Mówię stanowczo.
- No proszę.! - Przekonuje mnie słodkim głosikiem, po czym Cesc klęka przede mną i robi minę smutnego psiaka. Daję za wygraną.
- Okej. Mów o co chodzi. - Proszę.
- No bo z tego co słyszałem...
- A więc podsłuchiwałeś.! - Krzyczę triumfalnie.
- ... Jesteś w sztabie szkoleniowym i naszym nowym trenerem.
- Nie jestem Waszym trenerem. - Przerywam mu po raz kolejny tego dnia.
- Ale chciałabyś być. No i z okazji tego, że odniosłaś kolejny sukces moglibyśmy urządzić małą domówkę. Zaprosilibyśmy znajomych.. Co ty na to.?
- No okee.. Ale odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Wal śmiało.!
- Kto głosował przeciwko mnie.?
- Chodzi Ci o te wybory do szabu.?
Potakuję.
- Wszyscy byli za tym, żebyś spróbowała swoich szans.
Robię wytrzeszcz a'la Ozil.
- Nawet Alexis.?!
- W szczególności on.!
- Wow.. W życiu bym tak nie pomyślała. Może jednak nie jest taki zły..
- Daj sobie z nim spokój.! Jakbym go spotkał, to bym gnojka na strzępy rozerwał.
- Cesc.! Pamiętasz co mi obiecałeś.? Barca ponad wszystko.!
- Tak, tak. Barca ponad wszystko.!
- Dziękuję. Chodź już do auta.
- Okeej.. to.. kogo chcesz zaprosić.?
- Hm.. noo.. Is, An, Leo, Gerarda, Patricię, Davida, Daniego, Puyiego, Pedro i mojego ukochanego chłoptasia - Jordiego.
- Myślałem, że to ja jestem Twoim ukochanym chłoptasiem.. - Odpowiada smutnym głosem.
Przeczę.
- Jordi jest moim kochanym chłoptasiem, a ty jesteś moim najukochańszym chłoptasiem. - Wyjaśniam.
- Już się tak nie podlizuj.! - Mówi przez śmiech.
- Kurde.! A myślałam, że mi się udało.!
- No widzisz.! Mnie nie da się oszukać.
- Mhm.. nazywaj to jak chcesz. Raz Ci się udało i hojraka rżniesz.! Zwykły fart. - Stwierdzam.
Cesc prycha.
- Cescy.. jest sprawa. Po domy walają się moje ciuchy, w lodówce jest pusto, a my planujemy jakąś imprezę.
- Oj, damy radę.! Wszystko wrzucimy do garderoby, a jak będziemy wracać, to wjedziemy do jakiegoś marketu.
- No niech Ci będzie..
Po kilku minutach parkowaliśmy przed sklepem.
Nagle zza drzewa wyskoczył jakiś koleś i zaczął nam robić zdjęcia.
- Już sobie wyobrażam te pierwsze strony gazet: "Nowa sympatia gwiazdora Barcelony, Cesca Fabregasa." - Szepcze mi na ucho. - Zobaczysz, będziesz sławna.! - Zapewnia.
- Już gdzieś to dzisiaj słyszałam.. Ale jak każdy Twój dzień tak wygląda, to ja dziękuję.
- Oj, Maleństwo, wydaje mi się, że nie masz wyboru.. - Stwierdza, po czym zaczynamy zakupy.
To jest istny armagedon. Gorzej niż z Eleną, czy Ikerem.
Ta dwójka przynajmniej się pyta czy może coś włożyć i zawsze słyszy krótkie, 3-literowe słowo: "nie", a potem i tak zapełniają koszyk.
Cesc jednak, wrzuca wszystko po kolei. Teraz jestem już pewna, że ten ofensywny pomocnik jest zakupoholikiem.
Godzinę później jesteśmy już w domu. Biorę się za zrobienie jakiś przekąsek.
Decyduję się na różnego rodzaju sałatki i moje popisowe muffinki. Zaczynam przygotowywać składniki, ale z piętra co chwilę dobiegają jakieś dziwne odgłosy. Po wstawieniu babeczek do piekarnika kieruję się na górę.
" Popełniłam błąd zostawiając Fabregasa sam na sam z moim pokojem... a co najgorsze.. z garderobą. " - Myślę.
Otwieram drzwi i wchodzę do mojego królestwa.
- O Jezusie Nazareński, co tu się do jasnej cholery dzieje.?! - Wrzeszczę.
- Nie używaj słów "Jezusie Nazareński" i "cholera" w jednym zdaniu, bo to trochę dziwnie brzmi. - Zauważa Cesc przez śmiech.
- Odezwał się.. - Odpowiadam ironicznie. - Ale nadal nie wiem co tu się dzieje.!
- To nie tak jak myślisz.. - Zaczyna się wykręcać.
- Ależ tak, oczywiście, co złego to nie Ty.!
- No, ale przecież tutaj nie dzieje się nic takiego.
- Tak, jasne. Pomijając fakt, że wszędzie porozrzucane są moje ubrania, a Ty na szyi masz moją apaszkę, a w ręce moje majtki, to naprawdę nic się nie dzieje.!
- No, wiesz, to może trochę głupio wyglądać, ale ja chciałem tylko trochę tutaj posprzątać.
- Dobra, to sprzątaj dalej. Życzę Ci powodzenia. - Mówię wycofując się na korytarz.
Przymykam drzwi, jednak po chwili słyszę cichy szept Hiszpana.
- Przyda się.
Zbiegam na dół i wyjmuję babeczki z piekarnika.
Kieruję się do salonu i włączam TV.
Akurat jest emitowany stary mecz Barcy z Realem, kiedy to był wynik 2:2.
Przypadek, że recenzję z tego meczu wysłałam do Pepa.?
Uśmiecham się sama do siebie i biorę się za sprzątanie. Zanim Cesc upora się z moimi ciuchami, ja zdąże ogarnąć resztę domu i siebie.





***





- Jak wyglądam.? - Pytam robiąc obrót o 360 stopni.
- Ślicznie. - Odpowiada. - Alexis oniemieje z zachwytu.
- Zaprosiłeś go tu.?! - Zadaję kolejne pytanie, ale tym razem jestem oburzona.
- Tak jakby..
- Cesc, zabiję Cię.! Dlaczego to zrobiłeś.?! Przecież sam powiedziałeś, że jakbyś go dorwał, to byś go na strzępy rozerwał. Chyba nie chcesz.. - Zaczynam, ale nie może mi to przejść przez gardło. - Nie chcesz go sprać, prawda.?
- Nie. Chociaż świerzbi mnie niemiłosiernie, ale obiecałem Ci coś i mam zamiar dotrzymać słowa.
- To miło, ale i tak Ci nie odpuszczę.
- Przepraszam, no ale myślałem, że może sie pogodzicie.
- Naprawdę jeszcze w to wierzysz.?
- Nigdy nie można tracić nadziei.
- Nie mam nadziei, bo to matka głupich. Mam wiarę, bo ona czyni cuda, ale chyba nawet ona, tutaj nic nie zdziała. Nigdy mu nie wybaczę.

- Ale co ty chcesz mu wybaczać.?
- To, że przez niego straciłam wiarę w siebie. Ja zawsze byłam pewna siebie, odważna. Zawsze.! Ale przez to jego idiotyczne zastraszanie straciłam to wszystko. Teraz najzwyczajniej w świecie się boję. Boję się jego. Boję się tego, że się ode mnie odwrócisz. Boję się, że mnie zostawisz, że zostanę sama, wiec jak ja mam to wszystko mu wybaczyć.?! Powiedz mi jak.?! - Pytam histerycznie, po czym się rozpłakuję.


-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

Od razu wielkie PRZEPRASZAM, że nie dodawałam rozdziału, ale przekroczyłam limit internetu. -.-
Mam nadzieję, że miło będzie Wam się czytało moje wypociny. ♥
Dziękuję za ponad 2000 wyświetleń. Jesteście wspaniali. Uwielbiam Was. ♥
Kolejny rozdział pojawi sie prawdopodobnie w weekend. Cały tydzień będę na wycieczce, więc może się to trochę opóźnić. ;3
No to do następnego. ♥
Pozdrawiam,
Mag. ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz